Amanita muscaria – zakazany owocnik

Ostrzeżenie

Niniejszy wpis jest subiektywną, nie potwierdzoną nigdy badaniami klinicznymi, oceną poprawy stanu mego zdrowia i witalności po trzymiesięcznej kuracji muchomorem czerwonym. Nie należy go traktować jako wykładnię, co i jak. Najistotniejsza jest tu samodzielnie nabyta wiedza i umiar.

Sankcja karna

22 maja 2025 roku partia rządząca, na którą głos oddałem w ostatnich wyborach, dodała dwa składniki chemiczne zamknięte w owocniku muchomora czerwonego (amanita muscaria) do listy narkotyków i dopalaczy. Tym samym, pod groźbą srogich kar pieniężnych, zakazała mi jego zbierania, posiadania, spożywania, a nawet dzielenia się z potrzebującymi maścią na bolące stawy z „narkotykiem” wewnątrz składu.

Amanita muscaria – zakazany owocnik
Amanita muscaria. Wetlina, 13.10.2025 r.

Przeszukałem zasoby sieciowe pod kątem uzasadnienia zmiany. Poza oklepanymi frazesami i powoływaniem się na badania o szkodliwości muscymolu i kwasu ibotenowego bez odwołania do konkretnych, naukowo uznanych źródeł publikacji nie znalazłem argumentów za wprowadzeniem restrykcji. Nie przekonałanie cytowana z rzadka, bo jest się czym chwalić, „porażająca” zaiste statystyka hospitalizacji po spożyciu muchomora czerwonego w Polsce, tj. 3 przypadki w 2025 roku, 3 w 2024 i 4 w 2023. Próżno szukać w sieci potwierdzonych konkretem informacji, o liczbie zgonów z muchomora czerwonego udziałem. Bawi argument „daltonistów”, że najbardziej rozpoznawalny grzyb świata da się pomylić z muchomorem zielonym lub sromotnikowym..

Stąd nie przemawiają do mnie cytowane głosy przerażonych ekspertów od toksykologii i biologii, powtarzających bajki z dzieciństwa o trującym grzybie, farmaceutów dbających, żeby Polska nie spadła z podium drugiego miejsca w Europie w ilości sprzedawanych leków bez recepty, a także innej maści, niż ta z muchomorem w składzie, pseudo autorytetów plotących trzy po trzy o głupocie zażywających „magiczne” grzyby bez recepty.

Paradoksalnie, lista potencjalnych zagrożeń, którymi mnie się częstuje strasząc zaraz po poczęstunku muchomorem, nie odbiega zbytnio w treści od ulotki dołączonej do aspiryny w rozdziale – możliwe działania niepożądane.

„Autorytety” natomiast z rzadka odwołują się w cytatach do wiarygodnych, uznanych publikacji będących efektem badań i doświadczeń naukowych wskazujących na potencjał leczniczy choćby muscymolu. Doświadczalne szczury już go poznały i są szczęśliwsze.

Nie znalazłem też nigdzie (poza ew. krytyką samych czytelników) krytycznego ustosunkowania się do wydanej również w Polsce książki autorstwa, co by nie mówić autorytetu w dziedzinie badań nad „magicznymi” grzybami – Baby Masha – Mikrodozowanie muchomora czerwonego (ISBN: 978-83-965611-0-7), chociaż tu akurat byłoby pole do popisu dla „cenzorów”, zważywszy na przyjętą metodologię badań wpływu mikrodozowania na grupie ponad 3 tys. ochotników z różnymi schorzeniami, nałogami i dolegliwościami.

Amianita muscaria – mikrodozwanie

Ale dość wstępu! Podzielę się teraz mymi (powtórzę) subiektywnymi doświadczeniami z mikrodozowania lub jak to woli, mikrodawkowania muchomora czerwonego, póki był jeszcze legalny.

Wcześniej, od dwóch lat spożywałem go „na oko” w małych dawkach. Robiłem to jednak nieregularnie, mieszając na przemian z alkoholem. Nie zaobserwowałem wówczas jakiś specjalnych „uzdrowień”, poprawy witalności, w tym nastoju. Jednakże już wtedy jedno mi się podobało i działało. Mianowicie znacząco poprawiła się jakość snu po wieczornym spożyciu. Wrócę do snu za chwilę.

1 stycznia 2025 r. zaingerowałem świadomą kurację. Zaplanowałem trzymiesięczne smakowanie w dawce dobowej 1,5 – 2 gramy suszu przed snem. Przy okazji, zgodnie z zaleceniami znienawidzonych przez Główny Inspektorat Sanitarny zwolenników terapii całkowicie odstawiłem alkohol, a po miesiącu, za sugestią pewnej „nawiedzonej” pani od akupunktury i pijawek dodatkowo znacząco ograniczyłem gluten. Potrawy trochę mniej, aczkolwiek soliłem.
Poza tym ma dieta nie uległa zmianie. Mięsa organizmów stąpających po suchej ziemi nie trawię od lat, kawę piłem w liczbie filiżanek jak wcześniej, słodycze odstawiłem tylko te z glutenem w środku.

Mimo dość aktywnie-sportowego trybu życia, nie szprycuję się na co dzień witaminami, minerałami, białkami i innymi suplementami z aptek, reklam i półek dla sportowców.

Efekty „głupoty”

Alkohol. Po pierwszych dniach mikrodozowania cudownie wyparowała chęć do jego spożywania w jakiejkolwiek postaci. Nie brakło mi również towarzystwa, które jak wówczas zaobserwowałem, głównie alkohol „spajał”. Nie uznaję „ślepaków” 0%, stąd piwo zastąpiłem wodą gazowaną z saturatora, czerwone wino – herbatą owocową, wódkę – tonikiem bez wódki.
Zaoszczędziłem sporo kasy. Może właśnie me oszczędności spowodowały, że wpływy z akcyzy i VAT od wyrobów alkoholowych zmalały na tyle, że i minister finansów uznał grzyb za groźny dla spięcia nadętego budżetu? Czyżby efekt motyla?

Wspomniany wcześniej sen stał się pełny, spokojny, solidny z pamiętanymi rano z reguły pozytywnymi doznaniami i przeżyciami. Alternatywny, fajny drugi świat.

Samopoczucie. W trzecim tygodniach kuracji określiłbym je spłycając tytuł pewnej książki Kundery lub filmu Kauffmana – „…lekkość bytu”.

Aktywność fizyczna. Na niej nieco dłużej się zatrzymam. Jestem amatorem biegania. Mam za sobą 22 przebiegnięte maratony uliczne i niemalże tyleż samo zaliczonych ultramaratonów w górach lub o statusie górskim pow. 50 km każdy. Jednakże przez ostatnie dwa lata nie potrafiłem złamać w klasycznym maratonie wyznaczonej przez mój wiek granicy przyzwoitości – 3:30 min. Sztokholm (1 czerwca 2024 r.) okazał się spektakularnym triumfem niemocy – 3:42.
W styczniu zacząłem przygotowania do kolejnego maratonu. Marzec przepracowałem szczególnie solidnie. W tygodniu 6 dni biegania, 2-3 razy joga i 2 razy siłownia.
Efekt… Mimo systematycznego, intensywnego treningu, bez (poza grzybami) dodatkowego wspomagania suplementami, 6 kwietnia 2025 r. wybiegałem w Krakowie przyzwoite 3:22. Na mecie czułem, iż mógłbym jeszcze ze dwie minuty z czasu uszczknąć. W dni następne nie miałem najmniejszego zakwasu w nogach, jakbym nie pobiegł maratonu tego wcale. Cud?

Reumatyzm (RZS). W jego przypadku nie wiem, czy bardziej pomogło spożywanie amanity, smarowanie bolących miejsc maścią z jej zawartością, czy ograniczenie glutenu? Efekt… Nieznośny okresowo ból nadgarstków zanikł. Nie powiem, że całkowicie, bo czuję, że wciąż tam siedzi, ale jest znaczący postęp. Żeliwna patelnia nie wypada mi samoistnie z dłoni. Relaksująca pozycja jogi – pies z głową w dół – nie przysparza przegubom cierpienia.

Infekcje. Mimo morsowania, przynajmniej raz w roku nawiedza mnie katar, bolące gardło, nerwobóle… Po pierwszych objawach osłabienia (druga połowa kwietnia) na trzy dni wróciłem do mikrodozowania. Poza herbatą z lipy, miodu i cytryny nie przyjmowałem innych specyfików. Dwa dni potem po infekcji nie było prawie śladu. Przestanę chyba morsować.

Wypróżnianie. I tu zauważyłem poprawę. Kał, jeśli można tak powiedzieć, stał się stabilny, przewidywalny, „zdrowszy”.

Czyraki. Przed styczniem systematycznie wyskakiwały mi, głównie na twarzy, twarde, przechodzące w ropne zrogowacenia skórne wymagające smarowania antybiotykiem. Były one prawdopodobnie efektem harców gronkowca złocistego stwierdzonego we mnie. Po kuracji czyraki ustały. Czyżby gronkowiec wyprowadził się ze mnie?

Żeby nie było aż tak różowo, odczuwałem też pewien dyskomfort po grzybach halucynogennych. Był to „metaliczny” szum wybrzmiewający przez kilkanaście godzin po spożyciu, niczym tysiące cykad na letniej łące mego mózgu.
Nadmienię, że nie odczułem poprawy lub pogorszenia w zakresie nadpotliwości ciała w ciepłe dni treningu, zwiększonego libida, zaniku włókniaków skórnych. Jesienne zajady w kącikach ust uparcie nie przestają mnie całować. Zmysł węchu w pełnej gamie powonienia nie powrócił. Włosy, te na głowie, cudownie mi nie odrosły.

Jesteś tym, czym się odurzasz

Muchomora systematycznie mikrodozowałem w styczniu i lutym. W marcu popijałem nieregularnie, dla potrzymania efektów „herbaciany”  napar z suszu.
Degradująca wielowymiarowo alkoholowa toksyna wróciła w połowie kwietnia. Lekkość bytu odeszła.
Teraz myślę odstawić na 6 miesięcy sam alkohol, bez grzybów czerwonych w zestawie, bo jak w tytule – zakazane. Ciekawe czy bez wspomagania „magią” efekt lekkości bytu ponownie powróci?

Ciekawe czego wówczas partie rządzące mi zakażą?

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze