Moja zabytkowa kamienica zapragnęła liftingu twarzy od strony podwórka.
Wśród dziesiątków wymogów w postaci projektu, umów, uchwał, wniosków i pozwoleń, które należało spełnić, stworzyć lub pozyskać, by móc spróbować sprostać wymaganiom marszałka woj. i unijny grosz na rewitalizację uszczknąć, znalazła się tzw. ekspertyza ornitologiczna.
Ekspertyza ornitologiczna I
Po uchwale wspólnoty i zleceniu usługi, pan mgr ornitolog za 2,5 tys. zł brutto przekazał dziesięcio-stronicowe ornitologiczno-chiropterologiczne opracowanie, które w swym wstępie pouczało, że ma ono „zapobiec wystąpieniu zaniku siedlisk ptaków i nietoperzy zasiedlających przedmiotowy budynek po przeprowadzonych pracach remontowych, poprzez określenie składu ilościowego i jakościowego ptaków i nietoperzy oraz przygotowanie propozycji działań kompensacyjnych.”
W kolejnych aktach ekspertyzy ornitolog udowadniał, że kamienica pozbawiona jest kolonii nietoperzy. Posiada natomiast na wyposażeniu trzy gniazda czyżyków (Apus apus) i jedno gniazdo wróbla (Passer domesticus).
Wymienione gatunki objęte są całkowitą ochroną gatunkową (tu podstawa prawna) i ich umyślne zabijanie, okaleczanie, ograniczanie dostępu do schronisk, przemieszczanie, a nawet płoszenie jest zakazane i karane.
Finał streszczał zalecenia, czyli co my – wspólnota, musimy poczynić, aby czyżyki i wróbla ratować przed ptakobójczym remontem. Należały do nich zgoda RDOŚ* na remont, nadzór przyrodnika (kolejne 2,5 tys.?), wykonanie prac poza sezonem lęgowym, zakup budek lęgowych typu J plus szereg innych rekomendacji.
____________________
Zmienię temat.
Dolina Wisłoki
„Powiadają, że buczynowy las, który zaczyna się w wesołej dolinie Wisłoki, ciągnie się przez cały Beskid, a Beskid sięga aż po krańce świata i dalej nie ma już nic, tylko czarne morze.”**
Wstyd mi się było przed lustrem stojąc przyznać, żem w tym roku po górach z dużym plecakiem jeszczem nie spacerował. W ostatnim tygodniu sierpnia postanawiam zmyć swój wstyd z odbicia.
Z Rymanowa płynę zgłębiać Beskid Niski i Bieszczady Zachodnie, by docelowo zatonąć w Wetlinie. Po drodze ucałuję stopami ukochaną bazę namiotową Wisłoczek, która od tygodnia dorobiła się nowego prysznica. W Puławach Górnych zjem tradycyjnie pierogi pod narciarskim stokiem. Następnie trochę okrężnym traktem, aby wątły kilometraż dnia nie zhańbił, częściowo wzdłuż potoku Wisłoki, myślę zwiedzić nieistniejącą wieś, w której jeszcze nie byłem.
Polany Surowiczne – Chałupa Elektryków
Chałupa Elektryków samotnie naznacza rozległą polanę. Posesję ogrodzono zewsząd drutem kolczastym.
Miałem problem z przedarciem się przez pierwszą linię zasiek, stąd nieco przypadkiem zboczyłem w kierunku odbudowanej wysiłkiem okolicznych i byłych miejscowych dzwonnicy z odzyskanym od sióstr zakonnych oryginalnym, odlanym na Słowacji dzwonem na szczycie. Niczym latarnia morska góruje tu ona nad polaną, nieistniejącą cerkwią i istniejącymi pozostałościami zarośniętego cmentarza.
Chatkowy Jacek przekaże mi później, że drut (wciąż przez niego uzupełniany) ma chronić miejsce przed „agresją” miejscowych krów. Zresztą pisemnych ostrzeżeń przed buhajami wyjątkowo tu więcej, niż przed niedźwiedziami.
Mimo, iż Jacek był spoko, otwarty na przekazywaną wiedzę, sama chata klimatyczna, z „obozową” (dosłownie) przeszłością, nocleg wewnątrz tani (10 zł), druhna i pozbawiona komórek grupa młodocianych harcerzy w namiotach nie wadziła…, coś jednak nie zaiskrzyło. Do kolorytu Chatki w Zyndranowej Chałupie w Surowicznych daleko. Pozostałe towarzystwo „z pokolenia na pokolenie” zasiedlające obiekt latem, nie wzbudziło mego poznawczo-integracyjnego entuzjazmu. Nie moje emocje, fluidy, rytuały… Szybko tu nie wrócę.
Trochę żałowałem, żem wspomnianej Zyndranowej ponownie w zamian nie wybrał.
Rabe – baza namiotowa
Tu nudy nie zastanę. Zastana ekipa, jak każda poprzednia, wrosła „fajnością” w miejscową dolinę po kolejnej nieistniejącej wsi.
Przewidując, że rano nie będę miał czasu i ochoty rosy ze swego namiotu przeganiać, wybieram nocleg w namiocie bazowym za 15 zł.
Są nowe usprawnienia. Woda z uprzednio nieczynnej studni spływa grawitacyjnie wprost do prysznica i myjki na naczynia. Sam prysznic zaopatrzono w zbudowany przez Perkoza bidet, chyba jedyny taki na ziemiach polskich pól namiotowych. Pojawił się wojskowy NS gotów przyjąć większą liczbę gości bez własnego spania.
Z ploteczek, dowiaduję się, że w planowanym przeze mnie za dwa, trzy dni noclegu w Cieniu PRL w Wetlinie zaszły radykalne zmiany. Sonia, dziewczyna Dominika, opiekuna obiektu, który ostatnim czasem niewiele tam ogarniał i z rzadka wstawał przytomny (wieczne problemy „wczasowiczów” z zapłatą za nocleg), zaszła w ciążę i tydzień temu wróciła do Warszawy. Dominik podążył za nią. Obiekt do chwili rozstrzygnięcia konkursu na nowego ajenta przejął w zarząd właściciel przyległej „Galerii Smolarnia” zwany w środowisku „Samolotem”.
Dumamy w rozrzewnieniu, że Cień nie będzie już tym samym Cieniem, gdzie nic poza alkoholem nie ginie. Weranda nie będzie tą samą werandą, gdzie życie w oparach ziela biegło równoległe. Będzie może czyściej, może nieco drożej, na pewno inaczej.
O 23 godz. Perkoz zaproponuje swym pojazdem terenowym nocną wycieczkę do gwiazd. Zabrniemy w trzy miejsca z ciszą absolutną i rozległą perspektywą nieba. Jakoś po 2 do Rabe na sen wrócimy.
Schronisko PTTK Jaworzec
Dochodząc do kolejnego noclegu w pewności przypuszczam, że w budynku schroniska nie przenocuję. Parking poniżej, gdzie najbliżej można podjechać i w 15 min spacerkiem do schronu podejść, zawalony pojazdami. Cóż, piesza turystyka górska zamieniła się rolą z motoryzacyjną. Paradoksem jest, że ci „50+” za kółkiem i właściciele drogich pensjonatów w sentymencie tęsknoty przywołują mi czasem kojarzone „z plecakiem” stare, dzikie Bieszczady z ich młodości. Z drugiej strony, miejsca gdzie samochodem pod drzwi nie podjedziesz (Chatka w Przybyszowie, Schronisko na Magurze Małastowskiej…) od dłuższego czasu nie umieją znaleźć nowego najemcy.
Działacze PTTK też się nie kwapią, aby ramach swych obowiązków służbowych osobiście pokierować nieczynnym obiektem lub choćby spróbować grosz unijny pozyskać, opłacić ornitologa i finansowo wspomóc konieczne remonty. Z trzeciej zaś strony, jeżeli „remont” ma polegać na zrównaniu z połoniną czegoś starego, kamiennego, kultowego i zastąpieniu „sentymentu” nowym, drewnianym, niefunkcjonalnym i źle zarządzanym obiektem, może i lepiej, żeby nie było go wcale?
Zgadłem, schronisko przepełnione! Na szczęście przestrzeni pod namiot (30 zł) nadto. Ten, który od trzech dni dźwigam na sobie, wreszcie odnajdzie mnie w sobie.
Nocą Jaworzec udostępni kolejną, okazałą perspektywę rozgwieżdżonego nieba. Wczorajszy sierp księżyca zgasł gdzieś w bezkresie, swym wątłym blaskiem przestając oślepiać odległe konstelacje. Lecz siedząc tu, na trawie, i tak wciąż „Wierzę, iż źdźbło trawy nie mniej znaczy niż rzemiosło gwiazd,…”***
Wetlina lub bliskie spotkanie trzeciego razu
Katarzynę K. „Lesko-Kraków” poznałem w kuchni Cienia PRL w listopadzie ubiegłego roku. Nocowała wówczas pod namiotem przy schronisku, obok namiotu jej kolegi Tomka. Wreszcie, zgadaliśmy się, natrafiłem na miłośniczkę Beskidu Żywieckiego. Właśnie na wspólny wypad w Żywiecki, pod namiot w lutym się umawialiśmy, a potem może gdzieś dalej? W konsekwencji z planów nic nie wyszło. Niektórym trudno gospodarzyć zbyt krótkim urlopem.
Założyliśmy się, początkowo nie wiedzieć o co, w którym Beskidzie jest więcej czynnych schronisk turystycznych? W żywieckim (ja obstawiałem), czy w śląskim (ona). W „moim” tych wysoko, które spełniały nasze kryteria liczenia (np. PTTK Chata Baców w Korbielowe nie spełniała) było o trzy więcej. Ale z drugiej strony Beskid Śląski jest powierzchniowo dużo mniejszy, więc proporcja powierzchni do liczby schronisk przemawia na jego korzyść. Tak czy inaczej przystałem na jej wygraną ze wskazaniem na remis. Doprecyzowaliśmy po rozstrzygnięciu zakładu, że założyliśmy się o wino, które kiedyś wspólnie wypijemy.
Owo „kiedyś wspólnie” nastało w czerwcu bieżącego roku. Rozpoznała i pierwsza mnie zawołała w Chacie Socjologa na Otrycie, gdzie przypadkiem, bez zmowy spotkania, każde z nas w swym własnym towarzystwie znajomych, noc zapragnęło jedną spędzić dalej od Wetliny.
Teraz, w Wetlinie, swe pierwsze kroki skierowałem do PTTK-u. Nie upiłem nawet połowy z zamówionej Perły, gdy kto się wyłonił? Oczywiście Kaśka, tym razem obok swej koleżanki Karoliny! Uzgodniliśmy, iż podświadomie wierzyliśmy, że tu i teraz ponownie się odnajdziemy.
Po chwili zdumienia, które przestaje tu dziwić pyta, gdzie zamierzam nocować? Gdy odpowiadam, że w Cieniu, gdyż muszę osobiście ocenić, co uległo zmianie, na gorsze lub lepsze… – Nie idź tam! – ostrzega. Tam zaraza, wszyscy sr…ą i rzygają. Śmiejemy się, że Dominik prócz brudu, klątwę na pożegnanie po sobie zostawił. Dziewczyna proponuje – mamy dla ciebie miejsce tu, w domku PTTK-u, postawisz piwo… Skorzystam z propozycji miejsca noclegu. Postawię nawet dwa piwa.
Pod wieczór towarzystwo w rozszerzonym składzie wejdzie na Smerek właściwy (ten powyżej krzyża) wniknąć w zachód słońca.
Zejście w ciemnościach będzie równie w przygody radosne…
Zbrodnia bez kary
„Powiadają, żeby nigdy nie wierzyć kotu. Istnieje nawet stara legenda, mówiąca, że w Raju to kot namówił węża do skuszenia Adama i Ewy.”**
Rano na naszym ganku leży martwy drozd. Poniżej powiewają w nieładzie setki małych piórek z ogonka. W podeszwach buta będziemy je wnosić do wnętrza, zaniesiemy na Rawki, kilka nawet do Olsztyna później przydźwigam.
Zastanawiam się, czy drozdy śpiewaki (Turdus philomelos) figurują w rozporządzeniu o całkowitej ochronie gatunku? Jeśli tak, kto powinien ponieść prawne konsekwencje za umyślne zabicie ptaka? Jest jeden podejrzany. Ten tam czarny kot przemykający między domkami i pobliskimi chaszczami. Lecz niezbitym dowodem świadczącym, że właśnie „nero” sprawcą przestępstwa nie dysponuję. Pozostaje pytanie, dlaczego ptaka podrzucono „w nagrodę” akurat pod nasze drzwi 4B, a nie np. 5A bądź 2B? Czyżby prezent dla Kaśki, która zna tu wielu „dzikich” bywalców?
___________________
Wrócę do tematu.
Ekspertyza ornitologiczna II
Według opinii ornitologa „…w miastach zachodzi tzw. synurbizacja. Jest to proces dostosowania się zwierząt do warunków panujących w miastach. Budowle wznoszone przez człowieka stają się dla dzikich zwierząt miejscem gniazdowania, odpoczynku, żerowania czy zimowania…”
Pozwólcie jednakże na moją ekspertyza, 4 x „za…”, w dodatku za darmo. Skoro mamy obowiązek dbać o interesy ptaków w miastach, to:
1. Zaprzestańmy instalowania samoprzylepnych kolców na gzymsach, balkonach i parapetach budynków, żeby gołębie i inne ptaki mogły siadać i bezstresowo załatwiać swe sprawunki i potrzeby, gdzie im się podoba.
2. Zamalujmy przezroczyste ekrany dźwiękochłonne, które mimo portretu drapieżnika zabijają więcej ptaków, niż remonty kamienic.
3. W parkach i na skwerach zasadźmy gęste żywopłoty, które były niegdyś naturalnym siedliskiem i schronieniem dla chronionego teraz wróbla.
4. A kotom udomowionym, wychodzącym na dwór samopas, załóżmy (tu nowa podstawa prawna) obrożę z małym dzwoneczkiem. Zakładając, że dzwonek na szyi odstrasza niedźwiedzia, to i ptak odleci nim sięgnie go pazur.
* Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska
** Radek Rak – Baśń o wężowym sercu…
*** Walt Whitman – Wierzę, iż źdźbło trawy…