Cyganie lub w gwoli teraźniejszej poprawności politycznej – Romowie, wplatają się w przestrzeń wokół mnie z przerwą od zawsze:

Okno z tańcami

Odprowadzając koleżankę wieczorową porą nie bez przyczyny zaglądamy przez otwarte okno na parterze piętrowej kamienicy przy Knosały 9. Z wewnątrz dobiega głośna, dyskotekowa muzyka. Niewielka, niska, biednie odziana w meble izba upchała się po brzegi Romami w różnym wieku. Zwróceni w jednym kierunku tańczą, każdy w swej ograniczonej mikroprzestrzeni. Przystając także gibamy się w rytm dobiegających rytmów na parkiecie chodnika.
Najpierw dostrzega nas babcia, chłopczyk… Po chwili odnoszę wrażenie, że wszystkie twarze obecnych „wychyliły się” przez okno spojrzeć w naszym kierunku. Niektórzy gestem ręki zachęcają, abyśmy weszli do środka, dołączyli do zabawy.
Nie skorzystamy z zaproszenia. Teraz żałuję.

Dzieciństwo

Mieszkali od zawsze nieopodal.
W rogu podwórkowego boiska do piłki kopanej na ul. Smętka od wiosny do jesieni paliło się ich ognisko z rusztem, wokół którego się zbierali. Jak zostawała kiełbasa, częstowali nią okoliczne dzieciaki po meczu mimo, iż rodzice zabraniali od nich brać. „Czarna wołga”, pedofil Elemelek i cyganie nie byli w tamtych czasach najlepiej postrzegani w obrębie podwórka i drogi do szkoły.
Stara Warszawska
Do jednej klasy podstawowej chodziłem z Papuszą. Nie uczyła się może najlepiej. Za to brakującego wówczas w planie lekcji przedmiotu wiedzy o edukacji seksualnej mogłaby sama nauczyć teoretycznie, praktycznie i z powodzeniem. Wyprzedzała nas – chłopaków o kilka lat naprzód w „tych sprawach”. Wystarczyło jedno jej zdania „w temacie” rzucone ad hoc na długiej przerwie, aby wywołać zmieszanie i rumieńce na chłopięcej twarzy.
Jakoś przed siódmą klasą jej „tabor” wyemigrował w kierunku Warszawy. Potem słyszałem o niej już tylko niepowtarzalne plotki.

Po wyburzeniu ciągów kamienic dzieciństwa i przeprowadzce do odległej sypialni z wielkiej płyty, oddaliłem się od nich w półśnie na chwilę.

Wróciłem do miasta z czerwonej cegły, jak tylko nadarzyła się druga okazja. Pomimo „przerzedzenia” oni  tu czekali.
Spotykam ich niemal codziennie; tuż obok swej ulicy, w pobliskiej Biedronce, na Placu Orła Białego, gdzie ich ławki. Są blisko.

Świnka

Środkiem mej ulicy biega miniaturowa, różowa świnka. Tuż za świnką, w radości dotknięcia berka ganiają romskie dzieciaki. Z chodnika porządku zabawy pilnuje bogato odziana starszyzna. Z okien budynku Ratusza scenie przyglądają się pracownicy magistratu.
Za dwa, może trzy dni, o śwince w śródmieściu Olsztyna poinformują lokalne wiadomości.

Słowacja, Stara Lubovna – Podsadek

Kilkukrotnie zdarzyło mi się mijać romskie osiedla na Słowacji. „Wykluczenie” nacji przez jej izolację to poważny problem społeczny i chyba moralny tego kraju.
W czerwcu, przy okazji krótkiego pobytu w Krynicy, oczywiście tej beskidzkiej, postanawiam zwiedzić miasto Stara Lubovna (Lubowla) i okolicę wokół niej. Wracając w kierunku Polski trafiam na wieś Podsadek. Tam zbaczam przypadkiem z właściwego szlaku. A może to intuicja kazała mi samoistnie podążyć w kierunku osiedla „cyganeczek”?
Nowy szlak prowadzi wzdłuż z rzadka otynkowanych, poskładanych w nieładzie budynków z pustaków, bloczków i dykty. Na jednym z podwórek po prawej rytmicznie gra muza. Zmierzająca i zgromadzona tam  romska gawiedź głośno się bawi w godzinach pracy.
Następnie mijam niebieski kontener z oznaczeniem „MOPS” i z kioskowym okienkiem dla interesantów. Żaden interesant nie czeka. Czyżby Polsko-Słowacka zbieżność nazw instytucji służących pomocą – myślę wtedy? Nie! Jak później sprawdzę, skrót przypisany jest Lokalnej Grupie Służby Cywilnej dbającej między innymi o porządek i właściwą segregację śmieci. Taka… ochotnicza straż wiejska stworzona dla rzekomego „dobra” Romów.

Cyganeczka

W pewnym momencie zrównuję się z cyganeczką. Przyśpiesza kroku i dziarsko maszeruje obok. Z uśmiechem na twarzy proponuje mi wspólny bieg – budeme bezat? Do czego, jak do czego, ale do biegu nie trzeba mnie specjalnie namawiać. Dawaj! – odpowiadam – biegniemy!
Dziewczynka pięknie technicznie biegnie; Jej tułów nieznacznie wychyla się ku przodowi. Kolanko pierwsze wyskakuje przed siebie, kreśląc właściwe kąty między udem, a łydką. Śródstopie delikatnym „grzebnięciem” muska podłoże. Stopa zauważalnie wycofuje się w kierunku tylnego uda. Optymalne ruchy wyzwalają dodatkową energię napędową dla kolejnego i kolejnego rozmachu „wahadła” kroku. Rączki swobodnymi ruchami wspomagają lekkość bytu w biegu.

Ongiś bieg ratował byt. Teraz większość spacerowiczów i biegaczy psuje to, co ewolucja zostawiła po sobie w pamięci ruchowej dzieci. Dorastając z każdym krokiem uczymy się „opadać” na piętę wyprostowanej nogi degradując tym sposobem powoli, acz stopniowo kolana. W efekcie tej wstecznej ewolucji, tuszy i złego obuwia ortopedzi w „specjalizacji” od przepisywania zastrzyków-blokad w kolano i firmy farmaceutyczne je produkujące są znacznie bardziej zdrowo ubogaceni w bycie, niżli nasze chore stawy.

Jako nagrodę za wspólny bieg wręczam towarzyszce 1 EURO, resztę po zakupach w Starej Lubovni.
Nie był to najlepszy z mych pomysłów tego dnia…

Usłyszałem co się święci. Po chwili mierzonej kilkoma szybkimi krokami „ucieczki” mam za sobą gromadkę innych romskich dzieciaków wołających zgodnie – dajte tież mi… Długo za mną gonili zanim udało mi się wyzbyć pozostałych drobniaków w EURO-centach i w złotych. Oglądali te ostatnie uważnie nie bardzo wiedząc, gdzie je „wsadzić”.

Cyganeczka       Cyganeczka

Następnie przyszła kolej na zawartość plecaka – „co tam mas?” Miałem do rozdania dwa słowackie batony kupione przed chwilą na drogę i sportowe pastylki – Dextro Energy na energię. Wreszcie nawet ich już nie mam.
A bieganie to ponoć najtańsza forma aktywności fizycznej…

Okienny epilogKnosały 9

Przechodząc kolejny raz obok kamienicy przy Knosały 9 odkryłem pretekst wieczornej potańcówki uprzednio.
Drzwiami wejściowymi zawładnęła kłódka. Na parapecie okna „z tańcami”, przysłoniętego teraz firaną z płyty OSB wyrosła bylica bez doniczki…

(…) Kolejno
Domy wznoszą się i upadają, niszczeją, są usuwane (…)*

Zostawmy dom własny bądź cudze tymczasem. Natura pewnych nacji lub osób skłania ku ciągłej gotowości do ucieczki w podróży.

(…) Kto kocha słońce, rzuca dom; (…)**

 

*T. S. Eliot – East Coker, przekład K. Boczkowski
** W. Wordsworth – Stanowczość i niezawisłość, przekład J. Kasprowicz

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments