Niektóre imiona przedstawiają się wokół nas częściej niż inne.
Główny Szlak Beskidzki
Środek lipca. Przedostatni dzień dwuetapowej wędrówki. Wcześniej gubię dokumenty. Ale o tym będzie kiedyś później. Wyprzedzam parę. Poza lakonicznym „cześć-cześć” nie mamy sobie jeszcze nic do powiedzenia i do dodania. Wiem to, zaraz i tak się spotkamy.
Monika
Chłopaka widzę w jadalni ostatniego przed „metą” schroniska „Na Szosowie”. Pytam skąd, dokąd, od kiedy? Ale jest jakiś niezorientowany?! Prosi poczekać na dziewczynę. Przychodzi odświeżona i przebrana dziewczyna. Na imię jej Monika. Przypomina mi Atenę Pallas z obrazu Parmigianino. Po kilku minutach słuchania, wiem o niej wiele. Dziewiętnasty dzień na czerwonym szlaku. Doktor farmacji. Pracuje w instytucie testującym nowe leki w Warszawie. Daje mi wykład o odporności covidowej nacji Polaków po szczepieniach z dzieciństwa.
Potem statystycznie jedna z najwyższych śmiertelności nacji raczej nie potwierdzi jej optymistycznych teorii.
Identyfikuje się z Moniką z Friendsów, bo też niby „taka uporządkowana”, co w jej zawodzie niezbędne. Zapalona rowerzystka, tuziny wypraw po świecie. Stąd znają się z Jackiem, który chrapie. Nie lubi chodzić sama. W Wołosatym wędrówkę zaczęła z koleżanką, która zrezygnowała. Przyłączyła się do innej grupy, ale z tą również było jej „nie po drodze”. Zadzwoniła po kolegę, który najszybciej jak to możliwe dołączył towarzyszyć jej w końcowym etapie. Też bym dołączył.
Wyszli wcześnie rano. Mijam ich na ostatnim (lub pierwszym z drugiej strony) znaczącym szczycie na tym szlaku – Czantorii Wielkiej, gdzie odpoczywając jedli. „Co tak późno?” – zapytała Monika. „Ostatni dzień, odległość krótka, więc się guzdrałem” – odparłem. Nie narzucając się, w rozumieniu czekając na nich, rozpocząłem ostatnie zejście.
Szczęśliwy chłopak
Spotykam „szczęśliwszego chłopaka”. Rozpoczyna właśnie pierwsze podejście. Covidowi zawdzięczał utratę pracy, co otworzyło przed nim nowe, lepsze perspektywy, utożsamiane w tym momencie ze skrótem GSB. Za cel wybrał sobie robić foty wszystkim mijanym na szlaku. Ambitny cel. Tylko dlaczego dwoma aparatami i komórką, podczas gdy ja metki z ciuchów wycinam i szczoteczkę do zębów w pół tnę, coby plecak lżejszym poczynić? Może wiszę teraz gdzieś w ramce i w galerii „Napotkanych na GSB”, jako ten pierwszy napotkany?
Na Równicy
Zatrzymuję się w dawnym schronisku na lokalne piwo. Teraz to gościniec, ale klimat „schronu” ocalał. Na wzmacniaczu wewnątrz wygrzewa się okazały rudo-biały kocur. Futrzak mej żony robi to samo. Wskakuje jak tylko zabrzmi muzyka. Koci słuch absolutny gustuje w cieple lampowego brzmienia.
Tam dogania mnie wiadoma para. Wymieniamy „merytoryczne polewki” o „szczęśliwym chłopaku”, jednej parze i dwóch samotnych dziewczynach rozpoczynających wyprawę. Teraz widać jak „modna” jest ta magistrala. Kończymy ją razem.
Ustroń
Przy czerwonej kropce w białek otoczce wyznaczającej kres lub początek najdłuższego górskiego szlaku Polski „najszczęśliwsza dziewczyna” długo pozuje Jackowi. „Gdybym miała urlop, jeszcze dziś pojechałbym do Prudnika, by rozpocząć Główny Szlak Sudecki” – zwierza się po chwili. Patrząc na nią i trochę już znając wiem, że mogłaby tak zaszaleć. Dolomity na jej stopach niekoniecznie.
W karczmie spożywamy zasłużonego, pysznego pstrąga. Nie mają nic musującego, więc Jacek funduje lampkę białego wina z Okazji. Początkowo planowałem tam nocować. Namawiają mnie jednak, abym wracał z nimi autobusem, następnie pociągiem i ewentualnie przenocował w Warszawie. Nie trzeba mnie specjalnie namawiać, gdyż Ustroń szczególnym magnetyzmem nie stroni.
Bielsko-Biała
Czekając na przesiadkę zatrzymujemy się na kawę i lody. Oprowadzamy Monikę po wąskich uliczkach wokół rynku. Nigdy tu nie była. Podoba się jej. Tu magnetyzmu nadmiar. Z Jackiem jesteśmy zgodni. To jedno z najładniejszych i najładniej położonych miast w Polsce. W mym prywatnym rankingu piękna dworców kolejowych, numer dwa. O jedynce niedawno pisałem.
W kwestii osadnictwa, wiem jedno. Gdybym nie mieszkał teraz w Olsztynie, mieszkałbym w Bielsku lub na drugim brzegu rzeki Białej.
Monika wysiada w Częstochowie. Przed powrotem chce odwiedzić rodziców mieszkających nieopodal.
Stolica
Zostawiwszy bagaż w hostelu błąkam się po Nowym Świecie i Krakowskim Przedmieściu. W pamięć wryło mi się pragnienie dziewczyny kontynuacji wędrówki. Nurtuje mnie pytanie, po kiego wracam, mam przecież urlop?
Zaczęła się gorąca sobota. Stolica pulsuje beztroską zabawą. Ja rozmyślam tak sobie.
Niektóre myśli nawiedzają nas częściej niż inne.