W 35 minucie filmu Wojciecha Hasa „Lalka”, prostytutka Marianna pochyla się w Kościele Świętego Krzyża nad krucyfiksem. Z tyłu uważnie obserwuje ją Stanisław Wokulski (wcześniej Mariusz Dmochowski), który za chwilę przez „piękne inaczej” Powiśle podąży za nią z propozycją zmiany.
Wszak nie o „Lalce” Prusa, czy też o uraczaniu upadłych kobiet lepszą, niżli najstarszy zawód świata perspektywą profesji szwaczki tu wspomnę. Wspomnę o innych upadkach.
Chrystus ma zakrwawione kolana. Wcześniej w mej pamięci krwi nie było.
Ponieważ pamięć ma częstokroć tak ulotna, jak i zawodna w swym wieku, odwołam się do innych autorytetów w „pamięci”. Przeglądnę dostępne albumy, zbiory cyfrowe z mych wycieczek, Internet. Poszukam krucyfiksów, przedstawień zdjęć z krzyża, piet, złożeń do grobu i zmartwychwstań.
Wszelako w dziełach mistrzów malarstwa i rzeźby nie znajdę zakrwawionych, zdartych kolan Pana.
Średniowiecze i renesans krain włoskich twarze i ciała męczenników zwykł malować raczej w pozach uniesienia, niż cierpienia.
Grymas rozkoszy bijący z oblicza św. Sebastiana przebitego strzałami w wylocie przywołuje mej niegrzecznej myśli jeszcze inny stan ekstazy, o którym nie teraz.
Wracając do Chrystusa, często jedynie strużki krwi po „koronie”, piętno gwoździ i rana po włóczni, świadczą o bólu i męczeńskiej śmierci. Brak tam chociażby śladów biczowania. Kolana pozostają gładkie.
A przecież tylko w trakcie płaskiej drogi krzyżowej wokół naw kościoła, Chrystus pod krzyżem upada trzy razy.
W drodze na Golgotę padał i powstawał z kolan jeszcze częściej, o czym głosi (wierzącym w jego autentyczność) Całun Turyński. Mimo grubej szaty wierzchniej, lewe kolano odbiło się w lustrze Całunu zmasakrowane.*
Przywołam pamięcią jeszcze jeden film, tym razem w temacie. Będzie to „Pasja” Mela Gibsona z Jim Caviezel w roli głównej. Lecz tu reżyser i charakteryzator, namacalnie raniąc krwią całe ciało obdartego z szat filmowego Chrystusa skryli w tajemnicy, czy kolana ucierpiały nieco bardziej.
O ile Ewangelie również nie wspominają o upadkach pod belką brzemienia i „stygmacie” kolan, o tyle zmuszenie przypadkowego gapia – Szymona z Cyreny do pomocy w dźwigania, posłuży dowodem, że tego Piątku wycieńczony Jezus o własnych siłach nie powstanie.
Jeszcze jedno przyszło mi do głowy. Czyż nadużywane ostatnio, głównie tam, gdzie nie wypada hasło „wstać z kolan”, nie wzięło etymologicznego początku z symboliki następstw drogi krzyżowej? I o tym głośno się nie mówi.
___
Aliści w roku ubiegłym, na obrzeżach oceanu, trafiłem w kraj europejski, gdzie Chrystus brnąc ku przepowiedni proroctw poranił kolana.

Kraj kojarzony mi z odkrywcami nowego świata, wszędobylskim azulejos w błękicie, manuelińsko-kremowym gotykiem z Belem, smutnym fado w śpiewie, filmem „Lisbon Story”, ludźmi z „Miasta ślepców” i z dwójką piłkarzy.
Niegdyś blaskiem kradzionego złota płynący w ołtarzach.
Po boskiej karze za swą pychę ponoć, upadły wraz z majątkiem na oba kolana.
Powstaje z nich wiekami, wciąż w duszy zraniony.
*Stanisław Waliszewski „Całun Turyński oczami lekarza (I)”: https://bibliotekanauki.pl/articles/675063.pdf (str. 442-445)