Szlak Tarnów – Wielki Rogacz luźne przemyślenia

Podsumowanie

Zacznę od końca, od podsumowania.

Wciąż nie dysponuję dostateczną wiedzą, czy szlak Tarnów – Wielki Rogacz warto było zaczynać, zdecydować się na jego fragment, poszukać innej drogi lub pozostać w domu i tylko pomyśleć o tej wyprawie?

Za jego wyborem przemawiała głównie chęć „odświeżenia” w pamięci miejsc, w których dawno nie byłem i wspomnień z nimi związanych:
1) Limanowa (Beskid Wyspowy, Gorce) – VII Międzynarodowy Ekstremalny Maraton Pieszy (100 km) – Kierat, maj 2010,
2) Ciężkowice – kiedyś, wracając ze szkolenia w Muszynie zatrzymałem się w Skamieniałym Mieście, gdzie mi się wówczas podobało, 
3) Pieniny – zaniedbane przeze mnie od czasu wczasów z rodzicami w dzieciństwie, z których mgliście pamiętam jedynie spływ Dunajcem, 
4) Wreszcie Beskid Sądecki pamiętany z perspektywy GSB, gdzie Lubań nieczynny w covidzie i Wielki Rogacz, gdzie coś tam zgubiłem.
Samo zakończenie szlaku (lub jego początek) – Wielki Rogacz, wybrano „dziwnie”. Mym zdaniem piesze szlaki długodystansowe powinny zaczynać się i kończyć w miejscach przebiegu węzłów komunikacyjnych, w tym przypadku np. w Piwnicznej Zdr. lub w Rytrze, a nie na owiniętym listowiem szczycie, skąd do nich daleko. 

Jakbym mimo powyższych dylematów szlak Tarnów – Wielki Rogacz miał polecić sobie teraz, poleciłbym raczej mix – dwa pierwsze dni – rower, trzy kolejne – pieszo. Od Tarnowa do Limanowej (oceniam) ponad 90 procent trasy to „koszmar” asfaltu bądź wylanego w lasach betonu. Co prawda ruch pojazdów na większości odcinków był znikomy, ale i tak nie obeszło się od kilku propozycji podwózki bez „machania”. Mimo upału i pragnienia cienia, nie dałem się namówić.
O nowym wyzwaniu nie czytałem, noclegów nie rezerwowałem. Jedynie na mapie roboczo rozpisałem, gdzie mógłbym przez zakładane 6 dni wędrówki przycupnąć, zakładając dzienny, średni przemarsz na 40 – 45 km. W konsekwencji nocowałem w:
1. Bacówce Brzanka,
2. Gródku nad Dunajcem – namiot.
3. Limanowej.
4. Lubaniu (szczyt) – namiot.
5. Schronisku pod Dubraszką.
6. Tarnówie na powrocie dostępnym środkiem komunikacji.

Nie okraszę tym razem relacji fotkami. Wyobraźcie ją sobie sami, jeśli przypadkiem czytacie dalej.

Tarnów

Kto nie dostrzegł jeszcze polskiego bieguna ciepła, a lubi miasta naćpane pomnikami, z „aurą” historii, tradycji i przenikania kultur – polecam! 
Wychodząc z pięknego dworca PKP przymykam oczy, żeby odwidzieć pierwszy z kolekcji pomników. Udając się na start poczuję pierwszy, nie ostatni raz, zapach starego drewna sakralnego w Sanktuarium Matki Bożej Szkaplerznej. Następnie przejdę główną alejką pięknej w mej ocenie Nekropolii na Zabłociu. Oba miejsca napełnią mnie wewnętrzną zadumą. Wychodząc ze Starego Cmentarza wejdę wprost na start. Tam powita mnie żegnając św. Walenty, któremu w podzięce za kolejny romans z „wysoką drogą” w znaku krzyża się pokłonię.

Pogórza Ciężkowickie i Różnowskie

Za główne atrakcje pierwszych dni wędrówki uznam zabytki architektury sakralnej, cmentarze wojenne i dość liczne po trasie wieże widokowe na rozległe pagórki dolin. 
Niestety kontrastują one z górami śmieci na poboczach asfaltowych dróg. Ponieważ posiadam dużo czasu na przemyślenia, myślę co takiego skłania kierowców i pasażerów pojazdów do wyrzucania resztek za okno? Czy wychodzą z założenia, że ktoś to zaraz pozamiata? Czy u siebie w domu lub na posesji też tak czynią, bo „służąca” posprząta, upierze, wyniesie? Myślę dalej, czy w ramach wymyślonej przez siebie naprędce akcji „zwróć śmieci ulicy” nie poprzestawiać z poboczy na środek drogi puszek po tanich piwach, Red Bullach, pazłotek, toreb i kubków od KFC i Maca, paczek po papierosach, wkładach po iqosach…? Tylko wówczas mógłbym potencjalnie przyczynić się do spowodowania katastrofy w ruch drogowym i podążyć, inną drogą, w obcym mi towarzystwie, zamiast marszu, posiedzieć.
A może (propozycja) powinno się na teście egzaminacyjnym na prawo jazdy dodać choćby jedno pytanie: czy za zaśmiecanie miejsc publicznych, w tym dróg:
1) nic nie grozi – można śmiecić do woli,
2) na podstawie Art 145 kodeksu wykroczeń, grozi kara nie niższa niż 500 zł,
3) grozi edukacyjno-zaradczy środek zastępczy w formie czasowego odebrania prawa jazdy do momentu odpracowania wykroczenia poprzez sprzątanie poboczy dróg, ulic, placów, ogrodów, trawników czy zieleńców przez okres 30 dni roboczych. 

Muszę jednak być tu sprawiedliwym. Problem nie dotyka tylko kierowców i pasażerów pojazdów mechanicznych. Śmiecą też piesi oddychający naturą w lesie, rowerzyści, biegacze, biwakowicze… Od rodziców, rówieśników i przykładów w naturze uczymy śmiecić dzieci. Dramat nie na temat!

Skracając relację, nie będę rozpisywał się, może poza jednym „niebem”, o mijanych drewnianych i murowanych zabytkach architektury sakralnej. Spacerując szczególnie niedzielną porą jawią się one w pełnej otwarcia krasie. W pozostałe dni można owe często podglądnąć zza szybki w drzwiach wejścia głównego.

Bacówka Brzanka

Na miejscu zajmuję szczęśliwie ostatni wolny pokój na piętrze. Pod samą bacówkę można legalnie podjechać pojazdem osobowym, więc traci ona nieco z uroku odosobnienia od „zasięgu” w mym odczuciu. I właśnie tych zmotoryzowanych turystów jest tu najwięcej. Podjadą, rozpalą ogień, pojedzą, popiją, odjadą. Takie ot miejsce biwakowe z darmowym parkingiem i wieżą widokową.

Zbliża się noc Świętojańska, więc za chwilę dotrze autobus upchany członkami PTTK nie pierwszej młodości. Na szczęście ten wjechać wyżej nie może, członkowie odrobinę muszą się wysilić, kawałek podejść pod górę, co niektórych bardzo „zsapie”. Jest noc świętojańska, dziewczyny uplotły po drodze wianki, chłopaki donieśli do kompletu pełne jeszcze flaszki. Na ruszcie ogniska piecze się kiełbasa, choć i tak ci, którzy przysiedli obok mnie, łakomie wąchają zwykłą cebulę, którą tuż przed ich przybyciem, jako wkład do mego posiłku zacząłem dusić na swej patelence.
Potem towarzystwo się rozkręci, zrobi się głośno. Sprośne „oberki” z morałem potrwają do późna:
(…) Kiedy miałam lat czterdzieści mąż mój starym prykiem był
ja mu skrzypki rozkładałam, a on do nich nie miał sil
Za to sąsiad, co jak wieża, wielki smyczek w spodniach miał
gdy nie było w domu męża na mych skrzypcach pięknie grał (…)

PTTK pojadł, podpił, pośmiał się, pośpiewał, uświęcił noc Kupały, jak tradycja nakazuje. Zbierał się potem „rozwlekle” do swego autobusu, zostawiając po sobie narastającą ciszę, przerywaną jedynie trzaskiem drugiego ognia i szeptem krótkofalowców.

W trakcie mego pobytu tamże Oddział Terenowy nr 28 Polskiego Związku Krótkofalowców w Tarnowie postanowił zorganizować zawody. Biuro tychże ulokowano właśnie w bacówce. Na tę okoliczność rozstawiono wielką anten, tudzież skonfigurowano sprzęty i wywoływano uczestników. Wszystko to widziałem, potem słyszałem, jakoż mieszkałem nad nimi. Wszelakoż myślałem, że krótkofalarstwo samo przez się wymarło jako pasja, a jedynie w TIR-ach jeszcze dogorywa. Okazuje się, że wcale, gdzież tam, nie. W niedzielę od 7:00 sprawdzanie obecność uczestników – SP9HPA – potwierdź udział w zawodach,… Powodzenia, dziękuję, jeszcze po moim wyjściu w trasę o 7:45 trwało nieprzerwanie. 

Gródek nad Dunajcem

Trochę musiałem zboczyć ze szlaku, aby zanocować w nowym miejscu. Wyobrażałem sobie jakiś spokojny kamping z dostępem do wody, gdy tymczasem w rozbudowanej części gastronomicznej miejsca wszedłem jakby do jakiegoś ula.
Zaraz po moim przybyciu wywieszono na bramie kartkę dla kempingów – „Pole KEMPINGOWE PEŁNE!!! Zapraszamy w innym terminie…”
Z podsłuchanych rozmów młodzieży bawiącej się obok wynikało, że niektórzy mają do tego miejsca 40 km. Łatwo się integrują. Kolejny raz widzę, co znaczy pragnienie potrzeby rozległej wody w upalny dzień. Potrzeby, o której zapominam mieszkając w mieście z kilkoma kąpieliskami wewnątrz i tuż za miastem, a gdy te się znudzą, bliskością „tysiąca” innych jezior, zalewu lub nawet morza.

Rzepiennik Biskupi

Strome schody prowadzą do nieba. Niebem tej wyprawy okaże się neogotycki kościół pw. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Rzepienniku Biskupim.
W środku „nieba”, po niebiańskich uniesieniach wokół stworzonych przez jednego człowieka modernistycznych, fantazyjnych polichromii, oglądanie tego, co zostawiły po sobie Stwórca i natura na zewnątrz, będzie się zwykłą przyjemnością.

Cmentarz wojenny nr 141 Rakutowa

Przechodząc przez kolejny cmentarz z I wojny światowej zaintrygowało mnie nazwisko projektanta – Jan Szczepkowski. Już sama biografia artysty z Wikipedii nadaje się na dokument pełnometrażowy, film fabularny lub ten i tamten w jednym. Interesujące jak, kto i dlaczego zlecał projektowanie cmentarzy wojennych, np. słynnemu Słowakowi (Dušan Jurkovič) lub wspomnianemu Polakowi? Muszę kiedyś sięgnąć do źródeł.

Zawsze w takich miejscach obrastam melancholią pamięci i hołdu dla żołnierzy różnych narodowości, malujących krwią śnieg, przy -25 °C, za przechodzące z rąk do rąk nieistotne wzgórze, przez które teraz beztrosko przechodzę.
33 żołnierzy austro-węgierskich, 60 niemieckich i 255 rosyjskich spoczywa tu pogodzonych pod krzyżami swej wiary. Polityków i generałów obu stron, których rozkazy wykonali oraz ich matek po traumie straty syna, nie „pogodził” nikt nigdy.

Ciężkowice – Skalne Miasto

Mijając Skalne Miasto za Ciężkowicami mam kolejne przemyślenia w temacie nawyków rodaków. Skały, niczym flagi narodowe na arenach sportu, pobazgrane zostały grafity lub wyrytym dłutem podpisem. Bo naród „wybrany”, niczym pies, musi zaznaczyć ślad po sobie w postaci mieściny, z której pochodzi, imienia własnego lub tego kogo teraz kocha, nienawidzi lub co skrywa jego kompleks.  
Wciąż trwa niedziela, stąd dużo gawiedzi zjechało wokół. Staram się przetrwać napór halsując między turystami i pobazgranymi głazami „piekła”. Potem na tablicy informacyjnej doczytam, że to co tu przechodzę, to pozostałości „oszustwa”. Z wysuszonego, morskiego dna przez wieki natura (woda) i kamieniołom (kilof i dynamit) ukształtowały i pozostawiły kilka głazów, bo widocznie, wodzie się znudziło wolno drążyć kamień, a człowiekowi łupanie kamienia przestało się opłacić. 

Limanowa

Docierając do Limanowej dostaję na telefon dwa alerty RCB. Jeden o spodziewanej nocnej nawałnicy, drugi o typie w mym wieku, w niebieskiej bluzie, poszukiwanym za zabójstwo i ukrywającym się w powiecie. Wyobraziłem sobie, że tuż po rozbiciu namiotu na dziko, jako ten podejrzany w niebieskim polarze (mam w tym odcieniu) zostaję zaatakowany z powietrza i z lądu, skuty na glebie, a co gorsza – w burzy. Poza tym dziś się zgapiłem, pobłądziłem na prostej drodze i zamiast planowanych czterdziestu kilku kilometrów trasy dnia, wyszło kilka ponad pięćdziesiąt. Dlatego też odechciewa mi się szukania przytułku noclegowego gdzieś dalej. 

Postanawiam znaleźć go w mieście bez wcześniejszej rezerwacji. Okazuje się to trudne po taniości. Baza noclegowa, gdzie można się dodzwonić, w tym ta prywatna jawi się znikoma, pozajmowana. Tańszy, duży hotel, który miał w mej ocenie działać – nie działał. Pozostał mi tylko kilkugwiazdkowy obiekt ze SPA – skorzystam i barkiem w pokoju – odpuszczę. Za to w cenie noclegu (nie przyznam ile), litując się nade mną brudnym chyba, miła pani w recepcji doliczyła mi śniadanie gratis. 

Polski Ład

Wcześniej o tym wspomniałem, a teraz dopowiem. Wszędobylski asfalt nie wziął się z niczego. Wylał go obficie za  miliony złotych nijaki „Polski Ład” w nagrodę, zgaduję, za wiarę w jedną partię i lojalność przy niej. O inwestycji informują dumnie wielkie tablice. Nie dostrzegłem podobnych na drogach pobocznych Warmii, więc widocznie „ład” do mnie jeszcze nie dotarł. Wspomniane drogi nieszerokie prowadza często do pojedynczych posesji prywatnych lub drogą krzyżową wprost do krzyża. 
Zaraz za krzyżem, krótko przed Modyniem „Polski Ład” się wreszcie skończył. 

Beskid Wyspowy, Gorce

Na szczycie Modyń (1029 m) wyrosła kolejna wieża widokowa sponsorowana przez Gminę Łącko. Odnoszę wrażenie, że każda górska gmina ma lub jej ambicją jest mieć w majątku wieżę widokową z regulaminem korzystania. Cóż, w miastach mamy siłownie terenowe, z których czasem, z rzadka ktoś korzysta, w górach wieże widokowe, na które czasem ktoś wejdzie. Ciekawe czy przewidziano też fundusze na utrzymanie obiektów?
Poprzednia mijana wieża, w starszej, prostszej wersji, pod Jaworzem (918 m) z uwagi na stan techniczny była zamknięta do zwiedzania dla publiczności.

Ochotnica Dolna

Na ryneczku tablica informacyjna informuje o najbardziej znanej, rodowitej mieszkance większej wsi, kolarce szosowej – Kasi Niewiadomej. Wytyczyła ona tu drogę rowerową (Ochotnica Challenge) słusznej długości – 117 km, ze stosownymi przewyższeniami – 3490 km i maksymalnym nachyleniem – 39%.

Na skraju wsi wznosi się w czasie przyszłym niedokonanym, duży, nowy kościół. Widocznie wierni uznali, że ten blisko obok, pw. Znalezienia Krzyża Świętego, drewniany, klimatyczny z polichromiami, okazał się jest za stary (25 maja 2025 Parafia obchodziła 100-lecie) i za mały. Nowy nawiązuje do romańskiego stylu, z nawami i absydami po bokach i rosnącą wieżą wzwyż.
Praca wre. Wielki dźwig dźwiga podpory wiary. Mosiężno-złote blachy dachu oślepiają blaskiem niebo.
Na patronem świątyni wybrano bł. ks. Prymasa Stefana Kardynała Wyszyńskiego. Poniekąd ciekawy splot kolejności tytułów, imienia i nazwiska Prymasa. Zabrakło mi tylko – „Tysiąclecia”.
Nad wejściem do świątyni czytam wielki baner z wyrwanym „z kontekstu” słów zdaniem patrona: „KAŻDA RZECZ WIELKA MUSI KOSZTOWAĆ I MUSI BYĆ TRUDNA. TYLKO RZECZY MAŁE I LICHE SĄ ŁATWE”, dodając od siebie – „… i tanie”.

Lubań – pole namiotowe

W mej ocenie to najładniej położona baza namiotowa w Polsce, przynajmniej z tych, które poznałem. Wreszcie nocleg, gdzie czuję się jak u siebie w górach, gdzie bazowi wiedzą, co w górach jest grane. Gdzie ognisko wciąż płonie nastrojem, a pod staromodną kuchnią ogień łaskocze osmolone czajniki gotowe w każdej chwili zalać ożywczą herbatę. 
Wczorajsza nocna nawałnica z burzą dała się we znaki. Poprzestawiała namioty, w tym wielki wojskowy NS. Porobiła inne, naprawiane wciąż szkody. Dziś cisza, lekki chłodek. Jedynie na kolejnej, najfajniejszej z perspektyw widoków wieży wyżej szczytu, czekając na zachód słońca, na wylot mnie przewieje.

Pieniny

Nie do końca pojmuję zachwyty nad Pieninami. Ta najbardziej znana, oklepana część pasma z Parkiem Narodowym jest ograniczona przestrzennie, przez co nazbyt ludna. Szlak niebieski wystarczy, aby w ciągu trochę ponad 3 godzin poznać ją w całej okazałości Trzech Koron, Ruin zamku, Sokolicy, Schroniska Orlicy i namiastki spływu Dunajcem za 5 zł.
Na zdobycie najwyższego szczytu pasma w dniu kolejnym, według mych ówczesnych szacunków zbraknie czasu. Przejdę obok Wysokiej, bez odbicia, jak szlak nakazuje. 

Schronisko pod Dubraszką.

Dziwne, smutne to miejsce. Dziwne zasady. Schronisko wydaje się puste, cisza wokół, chociaż kilka par butów turystycznych rano dnia kolejnego na korytarzu w rzędzie spało. Alkoholu nie sprzedają, chociaż jeden z obsługujących, co widać, od tegoż nie stroni. Już przy płaceniu za usługę, coś mi nie zagrało. Niby cenę za nocleg skalkulowano na 70 zł, ale obligatoryjnie należy dokupić pościel, więc razem wychodzi 83. Czemuż więc od razu nie skalkulować takiej ceny lojalnie? Płatność za spanie tylko gotówką, nie zrozumiałem argumentacji, dlaczego? Za Kofolę mogę już zapłacić kartą?!

Chwilę potem „złośliwie” poproszę o paragon za usługę noclegową, co wywoła drobne poruszenie. Dowiem się, że paragonu nie będzie, jedynie ręcznie wypisany rachunek, do odebrania wieczorem. Jednakże w konsekwencji i paragon fiskalny osobiście został mi do pokoju na piętrze doniesiony. Wieczorem ciepła woda, jak obiecano, popłynęła od 19. Wczesnym rankiem, spiesząc się „na pociąg”, ta mnie nie otuli.
Dziwne, smutne to miejsce, powtórzę…

Beskid Sądecki

W którymś momencie przeoczyłem miejsce transformacji Pienin w Beskid Sądecki. Szybko, czasem zbiegiem, spiesząc do Piwnicznej pokonałem ten fajny fragment trasy. Fajny, gdyż bez asfaltu, bez chmary turystów, z widokami jak trzeba. Wielki Rogacz zaskoczył mnie szybkością nastania. Mimo, iż poznałem wcześniej tę górę nie potrafiło do mnie dojrzeć, że to już! Żeby się upewnić, dwa razy przeliterowałem nazwę szczytu na słupie i odnalazłem znak kresu mej drogi w symbolu niebieskiej kropki na drzewie. I po cóż było tak gonić, zadałem sobie pytanie w żalu braku zaliczenia Wysokiej?

Piwniczna Zdrój i dalej

W Piwnicznej zostanie mi 40 minut na zasłużone piwo, kupno biletu i powrót koleją do Tarnowa.

Następnego dnia wyruszę do Cisnej na trzydniowy festiwal „Zew się Budzi”. Tam odkryję w sobie skrywaną dotąd natura pogującego punka.
Po festiwalu znajdę jeszcze dwa dniu odpoczynku na ukochanym Polu Namiotowym w Rabe, skąd, a konkretnie z Baligrodu, miłe mi olsztyńskie towarzystwo zabierze mnie na 6 dni do Wetliny.
W Cisnej, w Rabe i w Wetlinie zapomnę o tej wyprawie, jakby jej nie było.

A mogłem przecież tylko o niej pomyśleć.
Teraz luźno myślę o kolejnej…

Subskrybuj
Powiadom o
0 komentarzy
Najstarsze
Najnowsze Najwięcej głosów
Opinie w linii
Zobacz wszystkie komentarze